Znowu TEN znak. Pani Alicja prawie straciła prawo jazdy, a myślała, że jedzie dobrze. Zmienia wszystko
Policja poluje za znakiem D-42: Tysiące kierowców traci prawa jazdy w perfidnej pułapce
Polska drogówka ma nowy sposób na dręczenie kierowców – czają się za znakiem D-42, oznaczającym początek terenu zabudowanego, gdzie prędkość spada do 50 km/h. Zamiast edukować, wolą karać! Tysiące zmotoryzowanych traci prawa jazdy, bo nie każdy zauważa tę niepozorną tabliczkę, często stawianą w szczerym polu, z dala od zabudowań. Mandaty sięgają 2500 zł, a przy recydywie nawet 5000 zł! To nie troska o bezpieczeństwo, a zwykła maszynka do nabijania budżetu państwa.
Przepisy, wprowadzone w 2020 roku, miały ukrócić piractwo drogowe, ale w praktyce stały się batem na zwykłych ludzi. Policjanci, wyposażeni w laserowe mierniki i nieoznakowane radiowozy, urządzają zasadzki w miejscach, gdzie kierowcy, nieświadomi zmiany limitu, jadą szybciej. Przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym oznacza automatyczną utratę prawa jazdy na 3 miesiące, bez możliwości odwołania. System jest bezlitosny – nawet jeśli sprawa trafi do sądu, dokument wraca dopiero po trzech miesiącach, o ile nie ma wyroku. To jawna niesprawiedliwość
Co gorsza, znak D-42 bywa mylony z tablicą E-17a, wskazującą jedynie wjazd do miejscowości, co nie zmienia limitu prędkości. Starsi kierowcy pamiętają czasy, gdy nazwa miejscowości oznaczała teren zabudowany – dziś to pułapka! Policja wykorzystuje tę dezorientację, zamiast stawiać znaki w czytelnych miejscach. Wzmożone kontrole podczas ferii, świąt czy weekendów, jak akcja „Bezpieczna majówka”, to pretekst do masowego karania. W 2024 roku tylko podczas jednej akcji Roadpol Speed wystawiono 500 000 mandatów! Czas powiedzieć dość tej represji i żądać jasnych zasad na drogach