Czesi wykupują z polskich sklepów – Polakom zostają puste półki

Polskie sklepy, zwłaszcza sieć Dino, stały się prawdziwym magnesem dla czeskich konsumentów. Czesi coraz częściej przyjeżdżają na zakupy do Polski, gdzie zachęcają ich niższe ceny, szeroki wybór towarów i możliwość płacenia zarówno w złotówkach, jak i koronach. W mediach społecznościowych chwalą się długimi paragonami i opowiadają, jak w polskich marketach robią zakupy na cały miesiąc.

Efekt? Polacy, zwłaszcza w miejscowościach przygranicznych, mają coraz większy problem z dostępem do podstawowych produktów. Półki często świecą pustkami już od rana, a mieszkańcy muszą wstawać wcześnie, by mieć szansę na zakup mięsa, masła czy innych artykułów spożywczych. Jak przyznają sami Polacy mieszkający przy granicy, „gdy Czesi przyjeżdżają na zakupy, nie ma szans kupić mięsa – wszystko wykupywane jest rano”.

Przyczyną tej sytuacji jest duża różnica w cenach między Polską a Czechami. Mimo niższej inflacji u naszych południowych sąsiadów, polskie sklepy są tańsze dzięki większej konkurencji na rynku. W Czechach brakuje takiej walki cenowej, dlatego coraz więcej Czechów woli robić duże zakupy za granicą.

Nie chodzi tylko o jedzenie – hitem stała się także karma dla zwierząt, która w Polsce potrafi być nawet o 50 zł tańsza niż w czeskich sklepach. Czesi masowo przywożą te produkty do siebie, oszczędzając miliardy koron.

Dla Polaków ta sytuacja oznacza jednak coraz większe utrudnienia w codziennych zakupach. Własny rynek, zamiast służyć obywatelom, staje się miejscem ekspansji zagranicznych klientów, a polskie rodziny muszą walczyć o dostęp do podstawowych produktów. To kolejny przykład na to, jak niekontrolowany napływ zagranicznych konsumentów może negatywnie odbijać się na codziennym życiu Polaków.